Zaadoptuj pingwina
Pingwiny w centrum rehabilitacji SANCCOB to stali lub tymczasowi rezydenci. Jak możemy pomóc? Adoptując jednego z nich lub jajko z którego wykluje się pisklę. Zdjęcie tych przesłodkich stworzeń zobaczyłam kilka lat temu w internecie. Nie mogłam wyjść z podziwu, jak to możliwe, że pingwiny, które kojarzyły mi się z Antarktydą, zarzywają kąpieli słonecznych na plaży z białym piaskiem i to w Afryce! A jednak.
Pingwiny afrykańskie można spotkać w ich naturalnym środowisku tylko w RPA. Rozmnażają się również w centralnej Namibii. Żyją w koloniach, z czego dwie główne znajdują się niedaleko Kapsztadu, na popularnej plaży Boulders w miasteczku Simons Town oraz Betty’s Bay.
Na tej ostatniej żyje największa kolonia licząca w tej chwili żyje tu około 2000 par. Porównując początek XX wieku, kiedy 1,45 milionów pinginów zamieszkiwało na przykład wyspę Dassen możecie sobie wyobrazić jak drastycznie spadła ich populacja. Wpływ na to daczego pinwiny afrykańskie są uznawane za gatunek zagrożony wyginięciem ma między innymi, zmniejszenie się bezpiecznych miejsc lęgowych oraz zanieczyszczenie środowiska. Szczególnie niebezpieczne są dla nich wycieki olejów ze statków. Dodatkowo, człowiek poprzez zbyt ekspansywny połów ryb zabiera im pożywienie.
Dlatego bardzo ważnym miejscem, ratującym pingwiny oraz inne zagrożone ptaki jest organizacja SANCCOB. Posiadająca dwie siedziby, jedną w Kapsztadzie i drugą na Przylądku Wschodnim, stały się centrum pomocy i edukacji. Odwiedziła ich, żeby dowiedzieć się więcej o pracy zespołu i tego w jaki sposób możemy pomóc tym pięknym stworzeniom.
Pingwiny w SANCCOB dzielą się na stałych rezydentów oraz tymczasowych gości. Te dla których centrum jest domem, zostają tutaj ze względu na obrażenia lub zbytnie przywiązanie do człowieka. Pracownicy wypuszczają je po zachipowaniu, ale one i tak nie są w stanie funcjonować w naturalnym środowisku. Centrum staje się ich domem. Mają swoje imiona i zakładają rodziny. Niesamowite jest to, że łączą się
w pary na całe życie, chyba że jeden z nich znika na dłużej z pola widzenia. Wtedy szukają nowego partnera. Najstarsza pingwinica Flo, przebywa w SANCCOB od 1999 roku, ma przynajniej 21 lat, i tworzy szczęśliwy związek z młodszym pingwinem Milo (kto powiedział, że kobieta nie może mieć młodszego partnera). Ciekawostką jest, że nie da się rozpoznać gołym okiem płci pingwina. Do tego potrzebne są badania DNA. Dlatego np. pingwinica Balerina to tak naprawdę on, a Steve to ona. Każdy ze stałych podopiecznych ma swój indywialny charakter i upodobania. Pingwinica Princess nie bez powodu tak się nazywa, jest podobno humorzasta, a Rocky oprócz standardowego rybnego menu uwielbia jeść kalamary.
Centrum jest bardzo dobrze wyposażone. Oprócz głównego basenu, gdzie przebywają i mają swoje „domki” pingwiny, w Sanccob znajdują się również baseny przeznaczone do ich treninngów. Trzystopniowy system szkoleniowy pozwala im przyzwyczaić się do pływania. Są również specjalne pomieszczenia z inkubatorami, gdzie wykluwają się pisklęta. Stali bywalcy, jak np. Milo i Flo opiekują się nowowyklutymi pisklętami. Pracownicy co kwartał sprawdzają pingwinią wagę, krew, jakość futra (od tego zależy ich wodoodporność) oraz robią prześwietlenia. Jest tu całe zaplecze, jak w prawdziwym szpitalu. Po pozytywnym przejściu testów podejmowana jest decyzja o wypuszczeniu delikwenta na wolność. Do centrum przyjeżdzają również wolontariusze z całego świata. Pracują również specjalnie wyszkoleni rangerzy, ktorzy monitorują wybrzeże i dostarczają zarówno zranione czy nieprzystosowane pingwiny, jak i opuszczone jajka.
Jak możemy pomóc? Nie tylko poprzez zwykłą dotację. Za opłatą 1000 ZAR możemy zaadoptować stałego, już nazwanego rezydenta, 600 ZAR to cena za tymczasowo przebywającego w ośrodku pingwina, którego możemy nazwać sami. 300 ZAR to koszt adopcji jajka. Opłata jest roczna i pokrywa koszt wyżywienia
i leków. Po dokonaniu przelewu, lub zapłaceniu na miejscu otrzymujemy certyfikat z informacjami o naszym podopiecznym.
W taki właśnie sposób stałam się „mamą” pingwina Enrique, który trafił do Sanccob m.in z powodu niedożywienia. Oczywiście „mój” Enrique może być zaadoptowany przez inne osoby, które nazwą go inaczej, ale cel jest szczytny i naprawdę mi to nie przeszkadza.
Więcej informacji o adopcji tutaj.
Kilka ciekawych informacji o Enrique i innych pingwinach afrykańskich:
- Wysokość: 65 cm
- Waga: 3,1 kg (dziewczynka), 3,6 kg (chłopiec)
- Żyją 10-15 lat, niektóre około 20, najstarszy znany pingwin miał 27 lat
- Jedzą głównie oleiste ryby, zwłaszcza sardelki. Niestety ilość ryb spada więc pingwiny coraz częściej jedzą mniej pożywne kalmary i małe skorupiaki
- Poruszają się w wodzie z prędkością 3 km/h, ale w przypadku zagrożenia, są w stanie osiągnąć prędkość nawet 19 km/h. Zwykle nurkują na głębokość 50 m.
- Dorosłe pingwiny co roku zrzucają pióra. Wyglądają wtedy jakby były chore. Przed pierzeniem żerują, aby przytyć. W okresie pierzenia nie są w stanie długo pływać, dlatego poszczą przez trzy tygodnie i w tym czasie używają rezerw tłuszczu.
- Zaczynają rozmnażać się w wieku 4-6 lat. Budują swoje gniazda pod krzakami lub w norach. Zwykle składane są dwa białe jajka. Jaja wysiadywane są przez 38-41 dni, a małe są karmione przez rodziców przez dwa i trzy miesiące. Potrzeba około 25 kg ryb żeby wykarmić pisklę.
- Mają swoich wrogów, są to foki i rekiny. Na lądzie zagrażają im wydry.
- Pingwina afrykańskiego nazywano pingwinem jackass z powodu jego ryczenia podobnego do osła.
Jak wspominałam wcześniej jednym z największych zagrożeń dla pingwinów afrykańskich jest olej. Wybrzeże RPA to jedna z głównych tras żeglugowych. 30% oleju z Bliskiego Wschodu transportowana jest właśnie tym szlakiem do Europy i obu Ameryk. Wypadki zdarzają się często. Dotnięte mazią pingwiny, tracą wodoodporność, jest im zimno i są zbyt słabe, aby łowić. Stają się anemiczne i mogą cierpieć na zapalenie płuc. Co więcej olej powoduje u nich wrzody na skórze, oczach i jelitach. Dlatego w Sanccob mają również specjalne pomieszczenie przeznaczone tylko do oczyszczania pingwinów ze śmiercionośnej substancji.
Historia powstania Sanccob również wiąże się z olejem. Pod koniec lat 60 tych doszło do dużego wycieku ze statku Esso Essen. Niezwykła kobieta Althea Louise Burman Westphal postanowiła uratować 60 pingwinów. Założyła w swoim domu, na przedmieściach Kapsztadu, tymczasowe centrum. Szorowała je mydłem, spłukiwała i karmiła. W jej ogrodzie ptaki miały do dyspozycji basen, a dwa lub trzy razy w tygodniu były przewożone na plażę, gdzie maszerowały do basenu pływowego (jest to zbiornik w skałach wypełniony wodą morską) i pozwalano im pływać przez godzinę. Althea była zdeterminowana i przekonała wiele organizacji i osób związanych z ekologią w RPA i na świecie, że populacja pingwinów spada i profesjonalne miejsce pomocy jest niezbędne w ratowaniu tego gatunku. Dopięła swego i w 1968 roku powstało uznane na całym świecie centrum rehabilitacji ptaków przybrzeżnych.
W tym roku mija 20 rocznica jednej najgorszych katastrof ekologicznych jakie wydarzyły się na południowoafrykańskim wybrzeżu. Sanccob, lokalni i międzynarodowi eksperci oraz 45 000 wolontariuszy przez trzy miesiące brało czynny udział w ratowaniu 19 000 pingwinów. Zachęcam do obejrzenia filmu z tej największej jak do tej pory akcji ratowania zwierząt na świecie.
Zaraz po wizycie w fundacji pojechałam do miasteczka Betty’s Bay, oddalonego o około 1,5 godziny jazdy samochodem od Kapsztadu, żeby zobaczyć pingwiny w ich naturalnym środowisku. Widoki nawet w zachmurzony dzień były spektakularne. Po drugiej stronie zatoki znajduje się Simons Town z najbardziej popularną plażą Boulders z afrykańskimi pingwinami. Punkt obowiązkowy podczas wycieczki na Przylądek Dobrej Nadziei. Można się na nie natknąć również na Robben Island. Tak naprawdę nie ma znaczenia, gdzie zobaczycie te słodkie małe stworzenia będąc w RPA. Spotkanie z nimi i ich obserwacja to ogromna frajda, która pozostaje w pamięci na długo, dlatego zachęcam Was do adopcji dzięki, ktorej możemy dołożyć swoją cegiełkę i przyczynić się do ich ratowania.
Dodaj komentarz